Chociaż spowolnienie gospodarcze początku dekady powoli odchodzi w zapomnienie, sytuacja w handlu spożywczym nie stała sie łatwiejsza. I mimo, że według niektórych detalistów mijajacy rok był doskonały, to nie ulega wątpliwości, że są oni w zdecydowanej mniejszości.
Koszty deflacji
Dla rynku obrotu produktami FMCG miniony rok był trudny, chociaż dla wielu firm zarówno detalicznych, jak i hurtowych wyraźnie lepszy niż lata poprzednie. Podobnie jak w roku 2014 coraz wyraźniej widoczne były symptomy poprawy koniunktury, zaś pełzające od 2008 roku spowolnienie gospodarcze (przez niektórych zwane kryzysem na miarę lat 30-tych ubiegłego stulecia) powoli jest zapominane. Nie znaczy to, że mamy do czynienia z odbiciem na miarę połowy minionej dekady – wszyscy już chyba pogodzili się z tym, że na podobną jak wówczas koniunkturę nie ma co liczyć. Tym bardziej, że głównym czynnikiem oddziałującym na sytuację w handlu i możliwości poprawy wskaźników rentowności przedsiębiorstw detalicznych i hurtowych była trwająca przez cały rok deflacja. Spadek cen szeregu artykułów dla konsumentów był oczywiście powodem do zadowolenia, jednak dla wielu firm handlowych okazał się czynnikiem destrukcyjnym i poważnie utrudniającym zachowanie płynności finansowej.
Kłopoty z rentownością
Jednocześnie zarówno handel tradycyjny, jak i sieci hipermarketów i supermarketów znalazły się pod nienotowanym od lat naciskiem ze strony sieci dyskontowych. A dokładnie Biedronki i Lidla, które dysponując potencjałem prawie 4000 placówek handlowych narzuciły pozostałym sklepom detalicznym mordercze częstokroć warunki konkurencji. Jeżeli czynnik konkurencyjny połączyć z procesem spadku cen także podstawowych artykułów spożywczych to mamy do czynienia z mieszanką, której często nie są w stanie podołać nawet najsilniejsze firmy. Rentowność hipermarketów i wielu sieci supermarketów zaczęła oscylować w okolicach zera, a nawet mniej, zaś ci detaliści, którzy odnotowali zysk netto na poziomie do 1 proc. uważają to za sukces. Ale jest to sukces wątpliwy o tyle, iż tak niska rentowność stawia pod znakiem zapytania możliwości inwestycyjne poszczególnych graczy rynkowych. Podkreśla to m.in. Robert Paździor, Prezes sieci SPAR i Wiceprezes Grupy Bać-Pol: „Niski poziom rentowności z działaności detalicznej w wielu przypadkach nie jest w stanie zapewnić sklepom możliwości nawet najprostszych, bywa że tylko odtworzeniowych działań inwestycyjnych. Nie mówiąc już o inwestycjach w nowe placówki handlowe. Trzeba dysponować doskonałą lokalizacją, aby myśleć o sukcesie w tej branży, a jednocześnie niemałą wiedzą i umiejętnościami. Dlatego też w SPAR-ze nie tylko wspieramy naszych detalistów w codziennej pracy i zapewniamy dostawy na konkrecyjnych warunkach, ale i sporo wysiłku wkładamy w działalność szkoleniową.”
Bywają oczywiście przykłady firm, które oceniają mijający rok jako doskonały. Marek Theus, właściciel kilku sklepów na Pomorzu i organizator Grupy Zakupowej MerCo twierdzi, że był to naprawdę świetny rok, zaś detaliści z grupy uzyskali takie wyniki, iż poszukują intensywnie nowych lokalizacji. Z pewnością jednak przypadek MerCo można uznać za odosobniony…
Nie tylko dyskonty
Biedronka i Lidl wciąż pozostawały w tym roku dla pozostałego handlu detalicznego najgroźniejszym konkurentem. I to niekoniecznie dlatego, iż sklepy tradycyjne, a tym bardziej hiper- i supermarkety nie były w stanie podołać konkurencji cenowej. Większość placówek handlowych wspierana przez hurtowników realizowała politykę zapewniającą ceny na konkurencyjnym wobec dyskontów poziomie. Sieci osiągnęły jednak po kilku latach wzrostu taki efekt skali, który z jednej strony umożliwia im konkurowanie zarówno jakością produktów, jak i ceną, z drugiej zaś daje nienotowane dotąd w historii polskiego handlu możliwości promocyjne i reklamowe. O takiej skali wydatków handel tradycyjny może jedynie pomarzyć. Wielkość nakładów ponoszonych przez te sieci na reklamę w mediach, przede wszystkim w telewizji, spowodowała, że dla ogromnej liczby konsumentów sklepy dyskontowe stały się najważniejszymi placówkami handlowymi gwarantującymi klientom najlepszy towar za najniższą cenę. I nawet jeśli nie zawsze jest to prawdą konsumenci są o tym głęboko przekonani.
Nie zmienia to faktu, że konkurencja na rynku w mijającym roku wyraźnie się zaostrzyła. I to nie tylko z dyskontami, ale i innymi sieciami handlowymi, a nawet z dobrze zorganizowanym handlem tradycyjnym. „Dla nas konkurencją są nie tylko dyskonty, a może nawet nie przede wszystkim. Musimy ostro konkurować z każdym sklepem położonym nieopodal naszej placówki handlowej. Czy to będzie Biedronka, Lidl, Freshmarket, Alma, czy jakikolwiek inny sklep. Konkurencja jest coraz silniej wpisana w codzienną działalność naszych placówek handlowych” – podkreśla Robert Krzak, Wiceprezes sieci Piotr i Paweł.
Kierunek franczyza
Bardzo konkurencyjny w 2015 roku rynek okazał się idealnym podłożem dla rozwoju sieci franczyzowych. Coraz więcej detalistów widzi swoją szansę we współpracy o takim charakterze. Można oceniać, że już niespełna 40 tysięcy placówek handlowych należy do jednej z kilkudziesięciu sieci tego typu działających na polskim rynku. Czyli ponad połowa wszystkich sklepów spożywczych. Formaty franczyzowe bywają różne, tak więc oferta dla właścicieli sklepów stawała się w przeciągu 2015 roku coraz bogatsza. Jednocześnie rozwijały się także inne formy wspólnych działań. Do łask powróciły grupy zakupowe, zaś przykład nowoczesnego pojmowania tych znanych z lat 90-tych form organizacji w postaci grupy MerCo, czy PGZ Kupiec dowodzi, że także taki format może zapewnić ich uczestnikom sukces biznesowy.
Organizatorami największych sieci franczyzowych są czołowi hurtownicy. Tylko Eurocash dysponuje liczbą ponad 10 tysięcy placówek. Specjał chce mieć wkrótce niewiele mniej, zaś oferta Delikatesów Premium cieszy się wśród detalistów coraz większym zainteresowaniem. Swoje sieci rozwija Grupa Bać-Pol – SPAR i Słoneczko pozyskiwały w tym roku coraz więcej chętnych. Wszystko wskazuje na to, że współpraca w ramach sieci franczyzowych będzie się nadal poszerzać w warunkach rynkowej stagnacji.
Czekając na konsolidację
Charakterystyczna dla kończącego się roku stagnacja dotknęła także procesów konsolidacyjnych zarówno w handlu detalicznym, jak i hurtowym. Nie było spektakularnych fuzji i przejęć, a jedynie niewielkie transakcje mające skromny wpływ na kształt polskiego rynku sprzedaży produktów FMCG. Wielkie konsolidacje wciąż pozostają jedynie werbalnymi zapowiedziami największych graczy rynkowych. Mieliśmy raczej do czynienia z dzielniem się, a nie łączeniem. Rozpadła się sieć Polomarket, z której odeszło ponad 170 sklepów tworząc nową sieć Mila. Nie powiodła się zapowiadana współpraca między Polomarketem i Stokrotką – mimo wystąpienia o zgodę UOKiK. Firma Polskie Supermarkety rozpadła się zanim rozpoczęła działalność. Współpraca Piotra i Pawła z Bać-Polem, Topazem i Polomarketem wciąż nie wychodzi poza sferę produkcji wspólnej marki własnej. Nie zmieniają ogólnego obrazu sytuacji niewielkie transakcje w rodzaju przejęcia operacji handlowych Pylkowa przez Bagpol, czy nawet powołanie wspólnej spółki przez Specjał, Delko i PT Dystrybucja. Wciąż ostatnią wielką transakcją na polskim rynku pozostaje przejęcie przez Auchana Reala, dzięki któremu liczba placówek francuskiej sieci wzrosła do 80, zaś na rynku pojawiła się nowa sieć hipermarketów pod szyldem Bi1.
Co dalej?
Weszliśmy w rok 2016. Niektóre firmy badawcze prognozują, że będzie to rok wyraźnego wzrostu sprzedaży produktów spożywczych. Trudno powiedzieć, czy takie przewidywania są podyktowane wiarą w sprawczą moc „500 zł na dziecko”, czy podwyższenia kwoty wolnej od podatku, co zapowiada nowy rząd. Takie zasilenie kieszeni konsumentów może oczywiście przynieść wzrost sprzedaży. Trzeba jednak pamiętać, że równolegle wejdzie dodatkowy podatek od sieci handlowych, zaś wielu ekonomistów przewiduje, że „rozdawnictwo” pieniędzy będzie musiało być zrekompensowane pozyskaniem środków z innych źródeł. Czyli ostateczny wzrost siły nabywczej ludności nie będzie znowu tak znaczący. Ale należy wierzyć, że sprawdzą się tylko najlepsze prognozy…
Tomasz Pańczyk