Już od ponad roku rynek pracy stał się rynkiem pracownika, a nie pracodawcy. Dla handlu oznacza to, że uzupełnienie braków w zatrudnieniu staje się coraz trudniejsze, zaś koszty pracy są z miesiąca na miesiąc coraz wyższe.
Płace a rentowność
Główny Urząd Statystyczny ocenia, że udział handlu w ogólnej liczbie osób czynnych zawodowo przekracza w Polsce 15%. Natomiast efektem spadającego bezrobocia i zmian rynkowych okazuje się rosnący niedobór pracowników i coraz wyższe żądania płacowe. A wobec skali zatrudnienia w handlu obecne problemy mają nie tylko charakter branżowy, ale mogą rzutować na sytuację całej gospodarki. Trzeba mieć przy tym świadomość, że handel produktami spożywczymi znalazł się w najtrudniejszej sytuacji. Przez wiele lat bowiem poziom płac w tym sektorze gospodarki, przede wszystkim wśród pracowników najniższego szczebla, był szczególnie niski. Gdy więc pojawiła się możliwość znalezienia przez słabo wykwalifikowanych pracowników lepiej płatnego zajęcia na lokalnych rynkach rozpoczął się z jednej strony proces odchodzenia pracowników ze sklepów, z drugiej zaś narastać zaczęła presja płacowa. Pierwszy z tych elementów widoczny stał się przede wszystkim w handlu tradycyjnym, zaś drugi w największych międzynarodowych sieciach handlowych, przede wszystkim o charakterze dyskontowym. Głośne na cały kraj stały się żądania i protesty pracowników Biedronki, Lidla czy Tesco. Nawet w miarę niezłe warunki płacy i pracy w części z tych sieci nie powstrzymały związków zawodowych przed eskalacją żądań.
Niskie płace w handlu tradycyjnym produktami FMCG to pochodna bardzo niskiej rentowności tego biznesu. Przedsiębiorcy, którym udaje się wypracować rentowność przekraczającą 1% uważają to za sukces. W tej sytuacji znaczące podniesienie płac, a tym samym wzrost kosztów funkcjonowania sklepu może oznaczać jego upadek. Najlepiej znający rynek wielcy dystrybutorzy hurtowi przyznają, iż spotkali się z przypadkami likwidacji spożywczych placówek handlowych ze względu na brak pracowników i niemożność zaoferowania wyższych niż dotychczas płac. Nawet jeżeli są to przypadki odosobnione, to nie należy ich lekceważyć, bowiem pokazują tendencje z jakimi przedsiębiorcy będą się musieli liczyć w najbliższym czasie. Wszelkie badania i opinie ekspertów potwierdzają bowiem, że obecny kryzys na rynku pracownika będzie się pogłębiał.
Być blisko z ludźmi
Największe trudności przeżywają oczywiście te sklepy tradycyjne, które funkcjonują poza zorganizowanymi strukturami i nie potrafiły właściwie przygotować się do nadchodzącego kryzysu. Podmioty większe i dobrze zorganizowane były w stanie przewidzieć zbliżające się kłopoty. Marek Theus, właściciel 10 dużych palcówek handlowych w rejonie Trójmiasta już przed rokiem zdecydował się na wyraźne podniesienie płac od 10 do 15%, jak również zaoferował pracownikom szereg korzyści pozapłacowych. Obecnie w jego sklepach ekspedientka zarabia około 2300 zł netto (na rękę) i może liczyć na różnego typu bonusy w formie wycieczek, także zagranicznych, czy wartościowych, gratisowych podarunków np. artykułów gospodarstwa domowego. „Dla utrzymania stanu zatrudnienia i nie dopuszczenia do odchodzenia pracowników niebagatelne znaczenie mają także dobre relacje między właścicielem sklepu i jego pracownikami. Ja i mój brat staramy się być w każdej naszej placówce handlowej jak najczęściej, rozmawiać z ludźmi, wysłuchać ich problemów, a gdy jest to konieczne zapewnić im wsparcie, także finansowe” – opowiada Marek Theus. „Ponadto przygotowaliśmy program, który przewiduje, że pracownik przyprowadzający nową osobę chętną do pracy, która przepracuje u nas co najmniej pół roku, może liczyć na sporą gratyfikację finansową”.
W efekcie tych działań sklepy Marka Theusa obecnie nie odczuwają takich trudności, z jakimi boryka się tak wiele sklepów detalicznych. Oczywiście występuje naturalna rotacja pracowników, nie większa jednak, niż w latach minionych. Notując natomiast stały wzrost sprzedaży od ponad 1 do nawet 14% w skali roku w zależności od sklepu firma może zagwarantować pracownikom nie tylko stabilność zatrudnienia i utrzymania dotychczasowych warunków pracy i płacy, ale także szansę na kolejne regulacje płac.
Efekt 500+
Także większość placówek handlowych działających w ramach Polskiej Grupy Zakupowej „Kupiec” radzi sobie na coraz trudniejszym „pracowniczym” rynku, chociaż, jak przyznaje Marcin Bańka, Prezes Grupy, presja płacowa jest coraz większa. Koszty pracy wyraźnie więc rosną, chociaż skala jest tu uzależniona od regionu i lokalnego poziomu bezrobocia. Prawie 200 placówek handlowych Grupy funkcjonuje głównie w województwach południowych oraz na terenie Mazowsza. Tam, gdzie bezrobocie jest najniższe trudności z uzupełnieniem załóg sklepowych są oczywiście największe. Czyli w rejonie wielkich aglomeracji miejskich. Ale i tu detaliści znajdują sposób. Niektórym przedsiębiorcom opłaci się wynająć lub nawet kupić osobowy bus i dowozić pracowników spoza miasta do pracy np. w Warszawie. „Wielu uczestników naszej Grupy decyduje się natomiast na wprowadzenie różnego typu pakietów socjalnych dla pracowników” – opowiada Marcin Bańka. „Ponadto niektórzy z detalistów zauważają, że dramatyczną czasami sytuację na rynku pracownika pogłębia program 500+. Wiele kobiet pracujących na najniższych, najgorzej płatnych stanowiskach kasjerek, czy ekspedientek woli zrezygnować z pracy i zostać w domu z dziećmi, niż kontynuować zatrudnienie w sklepie. Dotyczy to przede wszystkim tych regionów, gdzie średnie płace są najniższe. Wówczas pracownica albo odchodzi z pracy, albo zaczyna stawiać żądania płacowe.
Dystrybucja się trzyma
Leszek Bać, Prezes Grupy Bać-Pol potwierdza regionalny charakter bezrobocia uderzającego w handel produktami FMCG. Części dystrybucyjnej Grupy udało się utrzymać poziom zatrudnienia, jednak wiele sklepów zrzeszonych w należącej do Grupy sieci SPAR mocno odczuwa niedobór pracowników. „Dotyczy to tych regionów, gdzie oferty pracy innych pracodawców mają charakter konkurencyjny wobec tego, co są w stanie zaproponować pracownikom nasze placówki handlowe” – opowiada Leszek Bać. „Tam, gdzie bezrobocie jest najniższe, a rynek pracy konkurencyjny, tam można się liczyć nawet z upadłościami firm prowadzących placówki handlowe. O takich przypadkach zdarzyło mi się już słyszeć”.
Także lokalny i ogólnopolski konkurent Bać-Polu - GK Specjał nieźle radzi sobie z problemami związanymi ze spadającym bezrobociem. Prezes Krzysztof Tokarz podkreśla, że zmiany w zasadach naliczania wynagrodzeń połączone z przejrzystym systemem motywacyjnym obowiązujące od początku roku zaowocowały nie tylko poprawą stabilności zatrudnienia, ale i większą wydajnością pracy. „Już od dawna obowiązywał u nas system, że płaca składa się z 2 elementów: płacy podstawowej i tego, co pracownik sam wypracuje. Obecnie jednak mamy system, który umożliwia codzienne sprawdzanie przez zatrudnionego, ile danego dnia zarobił. W efekcie wzrosła wydajność i płace” – opowiada Prezes Tokarz. Przewidywany początkowo fundusz płac trzeba było przekroczyć, ale na tyle niewiele, iż nie rzutuje to na wyniki firmy.
Co dalej?
Analiza ogłoszeń o pracę na portalach internetowych wskazuje, że największe zapotrzebowanie na pracowników jest w obszarze handlu i usług. Dopiero na kolejnych miejscach i to sporo za liderem są finanse i bankowość oraz produkcja. Pozycja negocjacyjna potencjalnych pracowników sklepów staje się więc coraz lepsza, zaś ich żądania o wiele większe niż jeszcze kilka lat temu. I do pewnego stopnia będą musiały być spełnione, jeśli przedsiębiorcy zdecydują się na utrzymanie swoich biznesów handlowych. Trzeba mieć jednak świadomość, że konsekwencją tego stanu rzeczy będzie wzrost cen, zaś w skali kraju także możliwy skok inflacyjny. Przy, jak wspomnieliśmy, niskich marżach wzrost kosztów funkcjonowania placówek handlowych ktoś będzie musiał ponieść. A tym kimś, jak zwykle, będzie klient końcowy. A czy i jak się to przełoży w dłuższym przedziale czasu na wzrost gospodarczy trudno jeszcze na obecnym etapie powiedzieć.
Witold Nartowski