Czy rozpoczynając swoją karierę zawodową właśnie tu – w Radzyniu Podlaskim – przypuszczał Pan, że będzie to tak długa „podróż zawodowa”, a sama Spółdzielnia i wytwarzane w niej sery będą miały tak dużą rozpoznawalność?
Pochodzę z Mazur – kocham ten region. Mimo, że jestem w Radzyniu prawie 40 lat to wciąż czuję się bardziej Ostródzianinem niż Radzyniakiem. Być może wynika to z faktu, że spędziłem tam swoje najlepsze lata, czyli dzieciństwo i młodość. Gdy tylko mam okazję chętnie tam wracam.
Zupełnie nie przypuszczałem, że w Radzyniu spędzę większość swojego życia. Decyzja o tym, że trafię do tego miasta zapadła jeszcze na studiach i była związana z wyjazdem na praktyki zawodowe. Zaproponowano mnie i żonie (studiowaliśmy razem) tzw. stypendium fundowane. Pod koniec lat 70. wiele firm szukało absolwentów wyższych uczelni, którym proponowano dofinansowanie w czasie studiów w zamian za to, że po ich zakończeniu zostaną pracownikami danej firmy. Byliśmy zobowiązani do przepracowania takiego okresu, jak długo otrzymywaliśmy stypendium. W naszym przypadku były to dwa lata. Ponieważ stypendium nie było małe, zdecydowaliśmy się bez zastanowienia. Mieliśmy przepracować ten okres i wrócić w swoje rodzinne strony. Okazało się jednak, że zakład był fajny, miał potencjał, panowała w nim miła atmosfera, a powrót na Mazury odkładaliśmy coraz dalej, aż do dzisiaj. Właściwie już się to nie stanie, bo większość rodziny przeprowadziła się do Radzynia. Jednak pozostał bardzo silny sentyment do tamtych stron.
Zakład w Radzyniu od początku był zaprojektowany do produkcji serów. Jednak po upadku komunizmu zaczęliśmy poszerzać nasze portfolio. Produkowaliśmy jogurty, kefiry oraz mleko spożywcze w kartonach z użyciem technologii duńskiej. Mieliśmy również epizod współpracy ze szwajcarską firmą w kategorii jogurtów. Chcieliśmy zaistnieć w różnych segmentach, jednak problem polegał na tym, że w kategoriach innych niż sery nie mogliśmy osiągnąć efektu skali, który zapewniłby nam godziwe zyski z tych produktów. Dlatego skupiliśmy się na tej kategorii, której produkowaliśmy najwięcej i mieliśmy najsilniejszą pozycję rynkową, czyli sery dojrzewające. Jak dzisiaj widać to była słuszna decyzja.
Czy jest Pan pasjonatem serów?
Jeżeli chodzi o moje upodobania konsumpcyjne i codzienną dietę to jestem zupełnie przeciętny. Zdecydowanie sery są moją pasją. Są one przede wszystkim bardzo interesujące ze względu na to, że mogą mieć legendę, historię. Jest to zupełnie inny produkt niż jogurt czy mleko. Z serami jest podobnie jak z winem. Interesuję się ich historią oraz różnymi typami i gatunkami serów.
Zarządza Pan firmą blisko 12 lat. Czym według Pana jest skuteczne zarządzanie?
Skuteczne zarządzanie to przede wszystkim skuteczne oddziaływanie oraz wpływanie na ludzi. Wśród kompetencji menedżerskich potrzebna jest właśnie taka umiejętność wpływania na pracowników. Kluczowe jest, aby wydobyć z nich to, co może przysłużyć się dla dobra firmy. Próba decydowania o wszystkim, funkcjonowania w charakterze alfy i omegi, moim zdaniem jest nieskuteczna. Oczywiście zależy to też od wielkości firmy. Z pewnością w miejscu takim jak Spomlek próba jednoosobowego zarządzania jest nieporozumieniem.
Funkcja prezesa nie polega na codziennym nadzorowaniu produkcji, wymaga dużej wiedzy, np. z zakresu prawa, marketingu, finansów, księgowości, itd. Jeżeli próbowałbym nadzorować jedynie produkcję nie byłbym prezesem całej firmy, ale tego jednego działu.
Kluczowe są kompetencje miękkie i umiejętność zarządzania ludźmi w postaci wydobywania z nich samodzielności, odwagi decyzyjnej, energii. Ważne jest, by utrzymywać poziom optymizmu – są okresy lepsze i trudniejsze, a szef jest ostatnim, który miałby być zmartwiony czy przerażony. Jednym z bardziej istotnych zadań dla lidera jest przywództwo i utrzymywanie dobrego nastroju.
Wiemy, że pasjonuje się Pan żeglarstwem…
Jest to moja pasja od dzieciństwa. Praktycznie całe życie pływam na jachtach, głównie żaglowych, ale nie tylko. Moje zainteresowanie jachtingiem dotyczy nie tylko stricte żeglowania. Ma ono również drugą odsłonę, która odgrywa coraz większą rolę, a chodzi o budowę jachtów. Jest ona dosyć specyficzna, ponieważ w jakimś sensie je projektuję, a właściwie przerabiam. Nie kupuję gotowego projektu, by go odwzorować. Lubię samo majsterkowanie – jednak nie to fascynuje mnie najbardziej. Najbardziej ujmuje mnie oczekiwanie na moment, kiedy łódka zostanie zwodowana i zobaczę jak pływa. Sterowałem wieloma łódkami, każda z nich ma jakieś wady i zalety, co przekłada się na nowe pomysły i rozwiązania w moich jachtach. W tej chwili robię swoją trzecią łódkę i jestem bardzo ciekawy jak będzie pływać. Mam nadzieję, że pod koniec lata uda mi się ją zwodować. Pierwsze dwie były niedużymi żaglówkami do sportowego pływania, ta nad którą pracuję będzie jachtem motorowo-żaglowym. Zastosowałem kilka rozwiązań i jestem ciekaw jak się sprawdzą, natomiast nie widziałem takich na żadnej łódce.
Gdy jestem w porcie jachtowym lubię spacerować po molo czy pomoście i oglądać jachty – nie to jak one się błyszczą – tylko to jakie mają wyposażenie, funkcje i rozwiązania.
tagi: Edward Bajko , Spółdzielcza Mleczarnia Spomlek ,
W listopadzie 2024 r. całkowita wartość sprzedaży w...
ALDI kontynuuje dynamiczną ekspansję na polskim rynku...
Najwięcej konsumentów chce kupić podarunki dla 4-5 osób –...
Przedsiębiorcy domagają się konsultowania nowych przepisów...
Może objąć technologie pochłaniania CO2...
Zrównoważona produkcja i zabezpieczenie żywności dla...
Prognozy na najbliższe miesiące są zróżnicowane, a...
Już ponad 38% dorosłych Polaków słyszało o tym, że ktoś...