I oto mamy za sobą początek nowego roku, a wraz z nim sprawdzają się najgorsze prognozy zarówno dla społeczeństwa, jak i biznesu, szczególnie tego małego i średniego. Wygląda jednak na to, że rządzący niewiele sobie z powstałego „lamentu” robią. Mało kto spodziewał się bowiem takiego natężenia procesów, które rysowały się na horyzoncie już od kilkunastu miesięcy. Procesów, które w szczególności uderzą właśnie w handel detaliczny, w którym większość przedsiębiorstw to niewielkie firmy. Zwykle nie posiadają one wielkiego zaplecza finansowego, a tym bardziej organizacyjnego i księgowego. Jak sytuacja się rozwinie i jakie będzie miała konsekwencje dla polskiego handlu detalicznego – dowiemy się prawdopodobnie dopiero za kilka miesięcy, kiedy z jednej strony wyjaśnią się (być może) problemy z nowymi rozwiązaniami podatkowymi wynikającymi z tzw. Polskiego Ładu, z drugiej zaś lepiej będzie znany przebieg procesów inflacyjnych, jak również trwającej piątej fali pandemii.
Te trzy czynniki: kształt systemu podatkowego, przebieg inflacji i pandemii zadecydują o nie tak znów odległym nowym kształcie obrotu produktami FMCG. Już teraz bowiem wielu detalistów wyraża gotowość zaprzestania działalności na skutek braku perspektyw na uzyskanie nawet minimalnej rentowności, nie mówiąc już o możliwościach poradzenia sobie w miarę samodzielnie z zawiłościami nowych przepisów. Co prawda rząd nie zapowiada nowych restrykcji wynikających z rosnącej liczby zakażeń w okresie piątej fali pandemii, jednak już sam fakt skali zachorowań wskazuje, iż zachowania konsumenckie w najbliższych tygodniach, a być może i miesiącach mogą ulec gwałtownej zmianie – i to na gorsze. Tym bardziej, iż inflacja wyraźnie nie zamierza „odpuścić”. W konsekwencji cały handel detaliczny musi się liczyć z wyraźnym spadkiem obrotów. Oczywiście jeśli spojrzy się na sytuację chłodnym okiem to wydawałoby się, że tradycyjne formy handlu, czyli głównie sklepy położone w pobliżu miejsca zamieszkania konsumentów mają szansę wyjść obronną ręką. Klienci będą zainteresowani szybkimi zakupami w pobliżu domu, a nie czasochłonnym i ryzykownym wyjazdem do dyskontów czy super – i hipermarketów. Trudno jednak oczekiwać, aby takie zachowania konsumenckie zrównoważyły efekty innych negatywnych czynników wpływających na funkcjonowanie biznesu.
Spirala cen się rozkręca
Właśnie pod koniec stycznia dowiedzieliśmy się, że drobni przedsiębiorcy nie będą mogli liczyć na podobną ochronę przed gwałtownymi podwyżkami cen energii jak odbiorcy indywidualni, czyli objęcie ich cenami regulowanymi. W efekcie koszty działania podmiotów handlowych z tego tytułu wzrosną nie kilkadziesiąt, ale w przypadku wielu firm nawet kilkaset procent. To zaś przełoży się na konieczność dalszych podwyżek cen oferowanych przez sklepy produktów, jeśli detaliści chcą utrzymać rentowność swoich placówek. Takie posunięcia natomiast dodatkowo zaowocują kolejnym skokiem inflacji. A jeśli dodać do tego podwyżki cen produktów dokonywane przez dostawców, to właściwie koło się zamyka i tak detaliści, jak i cała gospodarka oraz społeczeństwo mogą stanąć w obliczu od dawna niewystępującej hiperinflacji. Tym bardziej, że rząd poprzez tzw. tarczę antyinflacyjną pompuje w rynek kolejne środki finansowe. To zaś może zachwiać delikatną, ale nieodzowną równowagą między popytem, a podażą dóbr materialnych, w tym także produktów szybkozbywalnych.
Ten swoisty wyścig między wzrostem zasobów finansowych ludności a wzrostem produkcji w dalszej perspektywie może się skończyć nawet załamaniem wzrostu gospodarczego i recesją. Z tego punktu widzenia przyszłość wielu sklepów detalicznych rysuje się w czarnych barwach.
Pozostaje wiara
Tymczasem od pierwszego stycznia pojawił się trzeci negatywny czynnik mogący mieć wpływ na funkcjonowanie handlu detalicznego, czyli bałagan związany z wprowadzeniem przez rząd tzw. Polskiego Ładu. Chaos legislacyjny, niezdolność do wyjaśnienia zawiłości nawet przez biegłych księgowych i urzędy skarbowe oraz ciągłe zmiany przepisów zapowiadane przez rząd powodują, że detaliści (i nie tylko), wciąż nie wiedzą tak naprawdę w jakim otoczeniu prawnym przyjdzie im funkcjonować w najbliższym czasie. I o ile z pandemią czy inflacją wiedzą jak od strony organizacyjnej i biznesowej mogą sobie poradzić, lub nie, to z bałaganem prawnym jest już o wiele gorzej. Tym bardziej, iż wraz z wprowadzaniem takich instrumentów jak obniżanie do zera VAT-u na produkty spożywcze rząd zapowiada kontrole sklepów przez UOKiK, czy rzeczywiście obniżają one ceny oferowanych towarów. A takie ręczne sterowanie poziomem cen w sklepach staje się kolejnym zagrożeniem dla i tak niskiej rentowności polskiego handlu tradycyjnego.
Podsumowując: z tak trudnymi miesiącami, z jakimi w najbliższym czasie będzie miał do czynienia handel detaliczny, właściciele sklepów jeszcze się nie mierzyli w ciągu minionych kilkudziesięciu lat. I trudno tu nawet wskazać kierunki działań, jakie można by podjąć dla ratowania sytuacji, poszczególnych sklepów i ich właścicieli czy zatrudnionego personelu. Pozostaje jedynie wierzyć, że tak jak przed 30 laty polski handel nie tylko się obroni, ale może ponownie stanie się kołem zamachowym całej gospodarki.
Witold Nartowski
Dziennikarz
tagi: gospodarka , ekonomia , pandemia , inflacja , finanse , sprzedaż , handel , konsument , przedsiębiorca ,
W listopadzie 2024 r. całkowita wartość sprzedaży w...
ALDI kontynuuje dynamiczną ekspansję na polskim rynku...
Najwięcej konsumentów chce kupić podarunki dla 4-5 osób –...
Przedsiębiorcy domagają się konsultowania nowych przepisów...
Może objąć technologie pochłaniania CO2...
Zrównoważona produkcja i zabezpieczenie żywności dla...
Prognozy na najbliższe miesiące są zróżnicowane, a...
Już ponad 38% dorosłych Polaków słyszało o tym, że ktoś...