Już w 2024 roku pierwsze podmioty, a od 2026 roku znacznie szersze grono firm, z sektora spożywczego w Polsce będzie objęte obowiązkiem raportowania niefinansowego w ramach dyrektywy CSRD i będzie musiało przedstawić również dane dotyczące śladu węglowego oraz wodnego. Jaki jest stan przygotowania Pana firmy do tego obowiązku i jakich rad udzieliłby Pan też przedsiębiorstwom, które jeszcze nie zaczęły prac lub są na początku drogi?
W przygotowaniu dostrzegam dwie odrębne kwestie. Zostaliśmy skonfrontowani z nowym, twardym wymogiem prawnym, dla nas niedyskutowanym. Już od dłuższego czasu mamy powołane zespoły, dostosowujemy nasze systemy informatyczne, żeby raportowanie było w maksymalnej części automatyczne, a nie tak pracochłonne jak teraz.
Proces trzeba zrobić po prostu dobrze, ponieważ oparcie go o jakiegokolwiek nadbudowy excelowe to prosta droga do kosztowej katastrofy, nie wspominając nawet o prawidłowości tych wyników. Dla firmy oznacza to w rezultacie modyfikację systemów informatycznych, sprowadzającą się do tego, że dany surowiec czy produkt musi mieć jeszcze dopisane w swojej ścieżce inne cechy, których wcześniej w jego opisie się nie podawało. Da się to zrobić i oczywiście to zrobimy.
…a drugi aspekt?
Drugi to aspekt samej idei ESG i sformułowanego tam etycznego paradygmatu, który wymagać miał od nas wartościowania naszych dostawców. W tym przypadku śmiem zgłosić zdanie odrębne.
Ulegamy po raz kolejny przekonaniom i pokusie, że istnieje „Wielki Planista”, który poprowadzi nas, firmy i konsumentów – do lepszej, bardziej etycznej i zrównoważonej gospodarki. Gdyby to działało, gdyby to dało się zadekretować, ideologie takie jak komunizm, byłyby powszechnie panującymi systemami gospodarczymi na kuli ziemskiej. Dlaczego tak nie jest? Bo to nie działa!
Przekonanie, że można w sposób planowy zarządzić aspektami tak fundamentalnymi, jak transformacja energetyczna, czy nałożenie na gospodarkę innych, niż ekonomiczne bodźców działań, jest piękną ideą. Natomiast jest to aspiracja, która nie będzie spełniona.
Tymi, którzy będą mieli z tego korzyści, będą rzesze audytorów. Dla firm i konsumentów pozostaną tylko koszty. Świat i tak odjeżdża Europie, a my nakładamy na siebie następne kosztowe obowiązki, które w mojej ocenie sprawę pogarszają, a nie polepszają.
Jaki jest zatem sens, podłoże zrównoważonej transformacji?
Chciałbym wierzyć, że istnieje pewna ukryta agenda za tym szczytnym pomysłem, która przerodzi się w coś korzystnego. Stawiam tezę, że bardziej dokładne wyliczenia śladu węglowego to początek wielkiego powrotu do nowych form protekcjonizmu. Będzie on chronił rynek europejski od konkurencji, która jest już jakościowo i kosztowo dewastująca. Jako Europa, byliśmy wielkimi zwolennikami globalizacji tak długo, jak nam to służyło i budowało nasz dobrobyt. Nowe regulacje, które UE hurtowo przyjmuje to wzrost kosztów, a to prowadzi do zmniejszenia konkurencyjności naszego przemysłu. Aby przeciwdziałać upadkowi przemysłu wprowadza się protekcjonistyczną osłonę dumnie nazwaną cłem CO2. Koło się zamyka. Zapętliliśmy się w tym procesie. To droga donikąd. Gorzej, to droga do gospodarczej katastrofy.
Czy w takim razie wkraczamy w erę europejskiego protekcjonizmu?
Wchodzimy w fazę wzrostu popularności postaw protekcjonistycznych. Zobaczymy, jak to nasze otwarcie na zrównoważone formy produkcji będzie funkcjonowało, kiedy do Europy przypłyną następne statki z samochodami elektrycznymi poniżej 100 tys. zł, jakością nieodbiegającą niczemu, co obecnie mamy na rynku. Zobaczymy, czy za dwa lata uda nam się zostać liderem wytwarzania samochodów elektrycznych? Tak, jak liderem Europa była w produkcji samochodów spalinowych. Czy nie będziemy zamknięci w środowisku z cłami protekcjonistycznymi przed tymi, którzy to robią, bez tych narzuconych sobie obciążeń taniej i efektywniej?
Jeśli patrzymy na pewne procesy w dłuższej perspektywie, to kraje i sojusze gospodarcze, starają się realizować agendę, która jest korzystna dla nich samych, i buduje dobrobyt tych obszarów. Ewidentnie wygląda na to, że globalizacja dla nas straciła na atrakcyjności w momencie, kiedy inne gospodarki zaczęły konkurować z nami produktami o wartości dodanej, które są w stanie oferować po cenie istotnie lepszej niż Europa. Świat i gospodarka rozwijają się w cyklach i po cyklu totalnego otwarcia handlu będziemy mieć cykl protekcjonizmu.
Jeżeli liczenie śladu węglowego ma doprowadzić do zrównoważenia nierówno nałożonych obciążeń kosztowych, to zrozumiem pomysłodawcę takiego projektu, ponieważ jest to długoletnie, przygotowane działanie, które na końcu może osłaniać i bronić Europę. Natomiast jeśli pozostaniemy tylko przy tych etycznych przesłaniach, że teraz to my biznes będziemy prowadzić inaczej, że już nie mierniki takie jak zysk, obrót, koszty będą rozstrzygały o sukcesie w biznesie, a decydować będą aspekty zawarte w sprawozdaniu ESG – to będzie to katastrofa na własne życzenie. Myślę, że wielu się mocno rozczaruje. Biznes dalej będzie podążał tam, gdzie są zyski i tam, gdzie jest rozwój.
W jaki sposób należy podchodzić do projektów zrównoważonych?
Jeśli mamy do dyspozycji dwa projekty, które bronią się biznesowo i jeden jest bardziej zrównoważony od drugiego, to bezwzględnie właściwy jest wybór takiego projektu, który realizuje też godne cele, inne niż finansowe.
Ale jeśli mamy wybór między projektem, który nie ma na poziomie ponadprzeciętnym rozwiniętych etycznych, moralnych, czy środowiskowych komponentów, ale się finansowo broni, versus drugim, który ma te komponenty, ale się biznesowo nie broni, to próba forsowania modelu bardziej etyczno-moralnego, jest prostą drogą do katastrofy. W biznesie mamy do czynienia z kryteriami efektywnościowymi i zastępowanie tego „ewangelią”, czyli promowaniem szczytnych idei, jest rzeczą chwalebną, ale nieskuteczną. Zwłaszcza, że nasi globalni konkurenci, póki co, kierują się tylko kryteriami ekonomicznymi, pozostawiając zbawienie świata, naiwnym Europejczykom. Droga do sprostania wyzwaniu klimatycznemu wiedzie przez postęp technologiczny, zwiększenie dobrobytu świata, a nie przez degrowth! Kluczowy w tym wyzwaniu postęp technologiczny można tylko stymulować publicznym groszem, ale nie można go zadekretować. Niestety.