Sklep prowadzą małżonkowie Jacek i Małgorzata Bury. Placówkę otworzyli w 1991 roku i od tamtej pory czuwają nad jej działaniem.
„To było porwanie się z motyką na słońce” – wspomina pani Małgorzata, pytana o pierwsze dni działalności. Choć właściciele sklepu przyznają, że start był dużym i trudnym wyzwaniem, dziś opowiadają o nim z uśmiechem.
„Wspominając to, zastanawiam się, jak przez to przebrnęliśmy. Byliśmy młodzi, lubiłem wyzwania. Wiadomo, że trzeba było zarabiać, ale głównym celem było podjęcie wyzwania” – mówi pan Jacek.
Z branży muzycznej do mięsnej
Zanim otworzył sklep, pan Jacek zajmował się handlem obwoźnym – sprzedawał kasety magnetofonowe. Branża muzyczna była wówczas popularna i stąd wziął się pomysł na sklep z takim asortymentem. W planach były kasety, winyle i sprzęt audio.
Małżeństwo podjęło decyzję i rozpoczęło budowę – własnymi siłami. Pomagali brat, kolega i… trzyletnia córka, która nosiła cegły.
Wkrótce jednak rynek muzyczny zaczął się kurczyć. Wtedy pani Małgorzata wpadła na pomysł: sklep mięsny. Problem polegał na tym, że nie mieli żadnego doświadczenia w tej branży. „Pierwszego dnia nie wiedziałam nawet, ile to jest trzy deka kiełbasy” – przyznaje pani Małgorzata.
Otwarcie sklepu przypadło na 1 kwietnia. Prima aprilis? Nikt nie potraktował tego jako żartu – towar skończył się już o godzinie 11.
Małe doświadczenie, wielkie chęci
Początki wymagały nauki wszystkiego od podstaw. Pan Jacek wspomina, że jeździł do znajomego, aby uczyć się krojenia mięs. „Trzeba było mieć topór, pieniek i samemu rąbać. Kilka toporów pękło” – dodaje. Do dziś na zapleczu leżą narzędzia sprzed kilkudziesięciu lat.
Właścicielka sklepu z córką, 1994 r.Dzień właściciela zaczynał się o 3-4 rano. Pan Jacek jechał po towar, by na 7:00 sklep był gotowy do otwarcia. W tym czasie pani Małgorzata zajmowała się obsługą klientów.
Przyznaje, że w swojej pracy najbardziej lubi kontakt z ludźmi, ale trzeba też umieć z nimi rozmawiać i wychodzić im naprzeciw.
Z uśmiechem wspomina jedną z anegdot: „Klientka kupiła karkówkę i następnego dnia przyszła ją zwrócić, mówiąc, że jest niedobra i nie da się jej jeść po upieczeniu. Wzięliśmy ją, przeprosiliśmy i zwróciliśmy pieniądze. Kiedy wyszła, pokroiliśmy mięso, spróbowaliśmy je i okazało się, że jest przepyszne. Po kilku dniach klientka wróciła. Powiedziałam jej, że zjedliśmy jej pieczeń, poprosiłam nawet o przepis, bo była tak dobra. Kobieta chwilę się zastanowiła i przypomniała sobie, że niedługo przed spróbowaniem mięsa jadła pierogi z jagodami i pewnie dlatego karkówka wydawała jej się niezjadliwa”.
Takie historie, uczciwość i szczerość sprawiły, że klienci szybko zyskali zaufanie do sklepu.
Choć początki były trudne, państwo Bury zgodnie twierdzą, że otworzenie sklepu w latach 90. było łatwiejsze niż dziś. Nie było placówek wielkopowierzchniowych, na rynku panowały braki, a sprzęt chłodniczy nie był jeszcze koniecznością.
Praca nad markąJuż na starcie stawiali na jakość i wizerunek. „Od początku pracowaliśmy nad marką” – podkreśla pan Jacek. „Podstawą był klient, świeży towar i sklep, który jest czysty i pachnący” – dodaje pani Małgorzata.
Praca nad marką trwa do dziś, a najważniejszą rolę odgrywają w niej pracownicy. „Pracownik to filar, cały zespół pracuje na markę, która jest podstawą. Ważne jest zaangażowanie, żeby ją utrzymać, bo bardzo łatwo ją stracić” – podkreśla pan Jacek.
Rozwój i zmianyPięć lat temu sklep powiększył się i przeszedł gruntowny remont. Od tamtej pory oferta wykracza poza mięsa, wędliny i sery. Pojawiły się nabiał, mrożonki, makarony, dżemy czy słodycze. „To był bardzo dobry ruch. Wcześniej ograniczała nas powierzchnia, w takiej formie nie dalibyśmy już rady” – mówi pan Jacek. Dziś sklep ma około 50 mkw.
Zmieniły się też oczekiwania rynku. „Teraz trzeba bardziej zadbać o artykuły. Na początku samo się rozkręcało, później konkurencja wymuszała coraz większe starania. Zainwestowaliśmy w sprzęt, szukamy lokalnych artykułów, których nie ma w marketach” – tłumaczą właściciele.

Recepta na sukcesNa czym polega ich przewaga? Właśnie na marce, którą wypracowali przez lata. Klienci przychodzą, bo wiedzą, że kupią polskie i dobre produkty. Właściciele sami wybierają część towarów i współpracują z małymi zakładami mięsnymi oraz mleczarskimi. „Nie możemy konkurować z marketami ceną. Naszą przewagą jest jakość” – podkreśla pani Małgorzata.
Ogromną rolę odgrywa też relacja z kupującymi. „To nie jest handel bezosobowy. Wielu klientów znamy po imieniu” – mówi właścicielka. Dodaje, że trzeba mieć wyczucie do ludzi: „Jeśli jesteśmy mili i doradzimy, nawet trudniejszy klient wyjdzie zadowolony”.
Ważna jest także chęć do działania, odwaga, podejmowanie nowych wyzwań i bycie konsekwentnym. Osoby zaczynające przygodę z handlem muszą być gotowe na naprawdę ciężką pracę.
Właściciel z ponad 20-letnią siekierą, której używał do pracySatysfakcja po latachPo ponad trzech dekadach w handlu państwo Bury wciąż znajdują w nim pasję i spełnienie. „Czuję, że w tym zawodzie umiem się odnaleźć. Zadowolenie klientów jest bardzo ważne, ale też sprawdzenie samego siebie – to, że potrafię. To mnie napędza do dalszej pracy” – mówi pan Jacek.
„Największą radością jest to, gdy klient wraca. To dodaje motywacji, by dalej się starać. Mimo konkurencji ze strony marketów, mamy swoją niszę, która pozwala nam pracować” – dodaje pani Małgorzata.